Film Kedi – sekretne życie kotów można oglądać na polskich ekranach od 28 lipca. My wybraliśmy się na jeden z pokazów przedpremierowych, aby przekonać się, czy warto Wam ten film polecić.
Jeszcze pod koniec zeszłego roku pojawił się piękny trailer Kedi, obiecując widzowi niespotykane wrażenia estetyczne z kotami w roli głównej. Popatrzcie sami…:
Czego jak czego, ale fantastycznych zdjęć filmowi na pewno odmówić nie sposób. Niezwykłe ujęcia i świetna praca kamery z poziomu przechadzających się ulicami Stambułu kotów pozwalają poczuć się częścią życia tych zwierząt. O ile pokazywane okolice nie zawsze przemawiają do nas estetycznie, o tyle same koty prezentują się zjawiskowo – młode, zadbane, czyściutkie, zdrowe (w każdym razie „na oko”), w każdej możliwej wersji kolorystycznej – nie pozwalają oderwać wzroku od ekranu. Spacerują chodnikami, zaglądają do sklepów i restauracji, odwiedzają miejskie targi i dachy. Każdy kot jest „zaopiekowany”, dokarmiany, ma zapewnione schronienie.
Sielskie życie ulicznego kota.
No właśnie. Tutaj zaczyna pojawiać się cała masa wątpliwości.
Każdy, kto miał do czynienia z kotami wolno żyjącymi wie doskonale, że ich życie wcale tak tęczowo nie wygląda. Nierzadko widuje się na ulicach polskich miast wychudzone, chore, brudne koty. Nierzadko słyszy się historie o zagorzałych przeciwnikach kotów wolno żyjących, którzy przeganiają je z miejsc bytowania, a nawet trują czy okaleczają. Nierzadko widzi się w internecie apele o pomoc dla miejskich kotów, żyjących w przerażających warunkach.
Oczywiście mamy świadomość, że to, w jaki sposób wygląda życie polskich kotów wolno żyjących może mieć się nijak do losu ich pobratymców w Turcji (szczególnie biorąc pod uwagę ogromne zamiłowanie Mahometa do kotów), niemniej jednak odnosimy wrażenie, że Kedi nie pokazuje widzowi całej prawdy.
W całym filmie (UWAGA – SPOILER w najbliższym zdaniu) … pojawia się zaledwie jedna scena bez happy endu (a i tutaj widz nie jest do końca pewien, czy historia nie zakończyła się jednak – jakimś cudem – szczęśliwie) (koniec spoilera).
Film jest pełen pięknych scen niezakłóconej niczym kociej egzystencji: beztroskich zabaw, zajadania się smakowitymi kąskami, czułych kontaktów z człowiekiem, odchowywania gromadek uroczych kociaków. Kociaków w filmie naprawdę nie brakuje, ku uciesze ogromnej większości publiczności. Niestety nas ten widok nie rozczulił, bo świadczy on o tym, że w Turcji nie kontroluje się populacji kotów wolno żyjących. Zapewne przynajmniej połowa tych uroczych kłębuszków, na widok których w sali kina za każdym razem rozlegało się zbiorowe „ooooooch”, nie dożyje dorosłego życia. Bo nawet jeżeli wśród mieszkańców Stambułu są sami miłośnicy kotów, gotowi opiekować się nimi, dokarmiać je, zapewniać dach nad głową, o tyle nie z każdą chorobą uda im się wygrać i przed każdym rozpędzonym samochodem uchronić.
Jednak o ile film budzi nasze wątpliwości co do realizmu sytuacji samych kotów, o tyle jest z pewnością świetnym dokumentem opowiadającym historie ludzi, którzy stambulskimi kotami się opiekują. Poznajemy historie ich życia, sposób, w jaki patrzą na koty i motywację, która stoi za poświęceniem się dla zwierząt.
W naszej ocenie film jest niewątpliwie wart obejrzenia nie tylko przez kociarzy. Warto spojrzeć na niego także przez pryzmat tego, jak wygląda życie kotów w polskich miastach. Może znajdzie się kiedyś chętny do pokazania światu jego drugiego oblicza?
Wszytko na temat filmu znajdziecie na stronie: www.kedifilm.com